Jeszcze parę dni temu, jak nie padało zło z nieba, odwiedziliśmy z Martą Ostaszek. Coś tam się udało zrobić, coś zapatentować, jak zwykle jest po co wracać.
Parę dni potem pojechaliśmy odwiedzić rodziców i udało się wpaść w podkarpackie piachy. Tym razem przekazałem aparat Dorocie, a sam trochę powalczyłem. To się nazywa polska złota jesień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz