Podczas gdy pół Polski płaciło pinć dyszek żeby zjechać się do stolicy i poruszać na sklejce wśród dzikich tłumów, część patriotów lokalnych (i nie tylko) postanowiło spotkać się na balderkach sklejkowych na wrocławskiej ładowni zwanej dalej Fpinką. Zawody nazwano Tour de Fpinka i miast pięciu dyszek, poproszono skromnie o połowę tego, co dla niektórych również stanowiło pewien argument za wspieraniem ruchów lokalnych. Zapewne obie imprezy miały swój urok, klimat i swoich zwolenników. Jako jednak, że nie pałam wielką i spontaniczną miłością do naszej urokliwej stolicy, odwiedziłem Fpinkę i myślę, że każdy kto wpadł, nie żałował.
Jakoś nie czułem się za bardzo zdjęciowo w ten dzień, więc pocykałem tylko troszkę zmagania pięknie wyginających pań. Enjoy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz